Impact story
Głównym wyzwaniem Klienta było codzienne zarządzanie firmą i pracą zespołów.
Firma dochodziła do granic skalowalności tego, jak działali dotychczas:
W ostatnich latach firma robiła już podejście do wdrożenia work managera w firmie, ale nie udało się. Pomysł został odsunięty. Jeżeli się zastanawiasz, czym jest work manager - jest to platforma do zarządzania pracą i realizacją celów, jak np. Monday, Jira, Asana czy Clickup.
Zarząd zgłosił się do mnie po pomoc, aby tym razem wdrożyć go skutecznie i skalibrować firmę.
Tak zaczęła się nasza historia wpływu.
Pierwsze razy w transformacji cyfrowej są najtrudniejsze, wiele firm się od nich odbija.
To była dobra decyzja Klienta, aby skorzystać z pomocy zewnętrznej. Nie ryzykować i nie tracić czasu.
Szczególnie, że wiedzieli, że to nie tylko wdrożenie work managera, ale też zmiana sposobu zarządzania w firmie, i wejście w świat narzędzi IT czy automatyzacji.
Zarząd trafił na jeden z moich wykładów online o układaniu procesów. Spodobało im się, że opieram się na konkretnej literaturze zarządzania, i dzielę opracowaniami niedostępnymi w sieci.
Miałam też proven track record, o którym zarząd się dowiedział. W trakcie rozmów dodatkowo okazało się, że łączy nas wspólny background korporacyjny, co nadało współpracy jeszcze fajniejszego tempa.
Bardzo szybko odkryliśmy też podobieństwa w podejściu do zarządzania i wartościach.
Dlaczego? Zarząd miał solidne kompetencje menedżerskie i świetną intuicję liderską. Dodatkowo jeden top-level manager miał przestrzeń na dopilnowanie wdrożenia i wsparcie zarządcze dla ambasadora zmiany (rolę tę wyjaśnię za chwilę).
Kilka warsztatów i konsultacje były całkowicie wystarczające, aby mieć skuteczność.
Dzięki temu wykorzystaliśmy kompetencje z wnętrza firmy:
Dlaczego? Zmiana w firmie jest niesiona przez ludzi.
Dla zabezpieczenia skuteczności zależało mi na bezpośrednim kontakcie z kluczowymi w zmianie osobami, w tym pracownikami operacyjnymi. Zarząd był za.
Rozmowy, edukowanie i coaching, stanowiły solidny filar tego wdrożenia.
Dzięki takiemu podejściu:
Chciałam zdiagnozować błędy popełnione podczas samodzielnej próby wdrożenia. Od tego zależał sposób, w jaki chciałam przeprowadzić warsztaty i rozmowy.
Dzięki tej wiedzy mogłam poznać naturalne tendencje grupowe ludzi w tej organizacji, mechanizmy i procesy międzyludzkie, które są naturalnym elementem kultury w firmie. Pozwoliło mi to trafnie ustalić, na co położyć nacisk w narracji na spotkaniach z członkami zespołu, aby pomóc ukierunkowywać kulturę organizacyjną na odpowiedzialność i inicjatywę.
Porozmawiałam z zarządem. Oprócz pogłębienia wywiadu, zrobiliśmy też krótką retrospektywę poprzedniej próby samodzielnego wdrożenia, razem z omówieniem, jak mogli temu wtedy zaradzić i czego zabrakło.
Im szybciej klient uświadomi sobie wcześniejsze błędy, tym szybciej zrozumie możliwe rozwiązania, i tym szybciej poprawi sytuację w firmie.
Dlatego jestem fanką dzielenia się konkretną wiedzą od razu, nawet na etapie wywiadu. Wbrew niektórym trendom na rynku konsultingowym, które polegają na ograniczaniu lub komplikowaniu wiedzy tym, którzy płacą - no nie, to po prostu sprzeczne z moimi wartościami.
Wyjaśniłam Klientowi dokładny plan działań w podziale na fazy. Przekazując plan, skupiłam się na kotwicach egzekucyjnych. Czyli tych elementach wdrożenia, które zabezpieczają sukces.
Klient dostał porady przygotowawcze i wyznaczyliśmy termin pierwszego warsztatu.
Niektóre z poniższych działań odbywały się równolegle w sposób skalibrowany.
Przy wdrożeniu zawsze konieczna jest rola ambasadora zmiany. Czyli osoby, która:
Przy okazji była to dla firmy szansa na wyłonienie z zespołu talentu, który może pociągnąć kolejne zmiany technologiczne.
Określiłam profil psychologiczny ambasadora, który najlepiej sprawdzi się w tej konkretnej sytuacji. W tym potrzebne umiejętności i naturalne predyspozycje charakteru. Na tej podstawie Top-manager znalazł w zespole idealnie pasującą do profilu osobę.
Ambasador zgodził się i ucieszył, więc zorganizowaliśmy spotkanie onboardingowe. Od tej pory Ambasador brał udział we wszystkich kolejnych krokach i koordynował działania po stronie firmy, raportując do Top-managera.
Ambasador w trakcie całego wdrożenia był pod moją opieką mentoringową. Na bieżąco otrzymywał wskazówki, także odnośnie angażowania zespołu i innych działów. Wspólnie rozwiązywaliśmy blokady i wątpliwości.
Wdrożenie work managera to wpisanie procesów i workflow w narzędzie IT.
Zaczęliśmy od procesów głównych. Co oznacza określenie procesy główne? To 1 z 3 rodzajów procesów w firmie:
Zaczęliśmy od głównych, bo są biznesowo najważniejsze i mają największy wpływ na firmę.
Przeprowadziłam warsztaty i spotkania mapujące procesy główne. Pracowaliśmy nad tym z Ambasadorem, ale też wybranymi osobami z różnych działów. Pomogło to zwiększyć efektywność procesów i przeciwdziałać silosowości.
Ambasador poznał, jak korzystać z diagramu swimlane, czyli najlepszego narzędzia do rysowania i optymalizacji procesów. Jeżeli jesteś po MBA lub pracy w większej firmie, to swimlane kojarzysz na pewno ze standardu BPMN.
Po zmapowaniu od razu zaprojektowaliśmy optymalizacje z uwzględnieniem nowego narzędzia i jego możliwości.
Przeanalizowaliśmy potencjał automatyzacji dla części składowych procesów. Czyli subprocesów i workflow.
Procesy to te duże ciągi działań na poziomie międzydziałowym, które pełnią funkcję strategiczną. Subprocesy to fragmenty procesów, a workflow to ciągi pracy lub przepływu informacji, które mogą być składowymi procesów i subprocesów, ale nie muszą.
Na warsztacie zaprojektowaliśmy automatyzacje wspierające pracę zespołu. Po wykonaniu paru testów i poprawek potwierdziliśmy hipotezy. Już na tym etapie było widać, że to wdrożenie będzie dla firmy game changerem.
Klientowi bardzo zależało na automatyzacji końcowej części procesu, która zawierała sporo przesyłu informacji. Razem z konsultantem technicznym wykonaliśmy analizę wsteczną (cel - założenia - zadania) i zdiagnozowaliśmy, że ten subproces składa się z 2 workflow. Nie było możliwości jego ciągłej automatyzacji w takiej postaci.
Stworzyliśmy projekt całkowitej zmiany workflow tak, aby subproces składał się z 1 nieprzerwanego ciągu zadań, możliwego do całkowitej automatyzacji. Wyliczyłam ROI tej zmiany na bazie estymacji czasowych od Klienta - była nieopłacalna również w dłuższej perspektywie czasowej.
Dlatego, aby zautomatyzować tę końcową część, stworzyliśmy plan alternatywny. Założenie było takie, aby nie dążyć do 100% automatyzacji, które będą z perspektywy ROI słabą inwestycją. Zamiast tego chcieliśmy zrobić 70-80% planowanych wcześniej, ale mieć ładne ROI od razu po wdrożeniu.
Różnica ta wynikała z całkowicie różnych sposobów i użytych narzędzi automatyzacji. Moją rekomendacją, ze względu na interes Klienta, było samodzielne rozbudowywanie automatyzacji, korzystanie z dostępnych narzędzi, i rozwój know-how wewnątrz firmy. Głównym bohaterem takiego podejścia był Ambasador, który sam uczył się automatyzacji, z moim wsparciem jedynie na poziomie procesowym i ogólno-technicznym.
Aby zmiany w firmie były bezpieczne i efektywne, stosuje się tzw. cykl Deminga (skrótowo nazywany PDSA lub PDCA, szczegóły na końcu tego impact story).
Polega on na wdrożeniu iteracyjnym i przyrostowym. Prościej mówiąc: stopniowo, gdzie z każdym krokiem wyciągane są nowe wnioski i wprowadzane ew. poprawki do rozwiązania. Zamiast wdrażać work managera od razu w całej firmie, najpierw zaczęliśmy od jednego zespołu, który przetarł szlaki.
Nazywam go zespołem pionierów.
Zespół ten wybraliśmy na bazie 3 wytycznych:
Ambasador spotkał się z zespołem już na samym początku prac i angażował go do optymalizacji procesu czy testów automatyzacji. Zespół współtworzył zmianę, budując poczucie sprawczości i zaangażowanie.
Gdy proces był zoptymalizowany, a automatyzacje zaprojektowane i przetestowane - przeszliśmy do dokończenia konfiguracji narzędzia. Po konfiguracji Ambasador przeszkolił team. Ustaliliśmy datę startu działania na nowym narzędziu i zasady postępowania w razie blokad.
W przypadku pierwszej iteracji wdrożenia to normalne, że pierwsze wnioski pojawiają się już w ciągu pierwszych dni. I to jest bardzo dobry znak. Trzeba kuć to rozgrzane żelazo, reagować szybko i poprawiać to, co ma znaczący wpływ na przebieg i efektywność procesów.
Aby pomimo sprawnego tempa zachować kontrolę nad przebiegiem, pomocnych jest kilka zasad, które wykorzystują cykl Deminga, np.:
Po pozytywnym zakończeniu pierwszej fazy wdrożeniowej w zespole Pionierów, przeszliśmy do rozszerzania narzędzia w całej organizacji. Zaczęliśmy od warsztatów praktycznych ze wszystkimi managerami.
Przed wdrożeniem narzędzia do reszty organizacji, musieliśmy wiedzieć, co ma w nim się znaleźć.
Potrzebowaliśmy odwzorować wszystkie poprzednie działania, tym razem dla reszty zespołów i działów:
Przeprowadziłam warsztaty dla wszystkich managerów, które składały się z części szkoleniowej i części warsztatowej.
W części szkoleniowej poruszyłam:
W części warsztatowej:
W efekcie dla każdego zespołu i działu powstały finalne drafty rozwiązań i konfiguracji narzędzia.
Każdy dział miał jasno określone punkty przecięcia, styku i wzajemnego wpływu z innymi działami. Na zakończenie warsztatu powstał timeline dalszych kroków. Managerowie dostali też porady odnośnie tego, jak przeprowadzić wdrożenie w kontekście codziennego życia w firmie.
Jako kolejny krok managerowie spotkali się ze swoimi zespołami, aby omówić drafty i wprowadzić uwagi i poprawki zespołów.
Managerowie dali mi niesamowicie miły pozytywny feedback po tym warsztacie. Okazało się, że dotychczas nie tworzyli sobie okazji do współpracy w taki sposób.
Parafrazując, to był pierwszy raz, gdy poczuli, jak ogromny wpływ na optymalizację efektywności ma bliska współpraca. Mieli pomysł, aby wprowadzić takiego typu spotkania jako stałą rutynę.
Piszę o tych wrażeniach, bo takie praktyczne spotkania managerskie polecam każdej firmie. Nawet jeśli nie przeprowadzacie aktualnie żadnych większych zmian.
To jedno z głównych remedium na silosy organizacyjne i budowanie zaangażowania.
Managerowie spotkali się ze swoimi zespołami, by omówić i ewentualnie jeszcze zmienić drafty, a ja przeszłam w mentorski i doradczy tryb współpracy.
Dalsze działania przebiegały zgodnie z planem i timelinem. Ambasador pełnił rolę mentora technicznego w trakcie wdrożeń z działach i zespołach. Na tym etapie miał już sporą wiedzę na temat narzędzia, możliwości i automatyzacji. A w razie braku, wiedział, jak i gdzie szukać odpowiedzi samodzielnie.
Spotykaliśmy się regularnie z poszczególnymi managerami w kontekście kalibracji potrzeb zespołu, zarządczych i narzędzia. Zorganizowaliśmy też jeszcze 1 mini warsztat dla jednego z zespołów.
Wdrożenie w zespołach przebiegało tym samym rytmem PDCA, co wdrożenie w zespole Pionierów. Dzięki temu, że było to powtórzenie tego samego, tyle, że w innej skali i z trochę inną zawartością, Top-manager i Ambasador wiedzieli już, jakie są główne zasady i założenia. Wiedzieli, jak wspierać managerów.
Jak to czytasz, to możesz mieć wrażenie, że wszystko przebiegało spokojnie i easy. Nie zamierzam nikogo wprowadzać w błąd. Wdrażanie zmian w firmie czy dziale to nie jest czysta robota, pełna porządku, ładu i harmonii. Zmiany oznaczają chwilowy chaos, różnego rodzaju nowe wyzwania, dużo z nich pilnych i ważnych jednocześnie. Fazy mają przebieg sinusoidalny - raz jest lekko, raz pod górkę.
To jest normalne. Zdarzają się oczywiście wdrożenia, podczas których mniej to jest odczuwalne. Dużo zależy od sytuacji wyjściowej i stanu systemu operacyjnego firmy. I oczywiście charakteru ludzi czy ich zwyczajów komunikacyjnych.
Dlatego przy przeprowadzaniu zmian tak bardzo ważne jest:
Wdrożenie przebiegło zgodnie z planem:
Do tego Klient policzył, że zaoszczędzili nawet po kilka godzin tygodniowo per członka zespołu produkcyjnego. Gdzie, jak pewnie wiesz, pracownicy produkcyjni są w firmach usługowych największym procentowo kosztem.
Z perspektywy finansowej nie tylko oszczędność miała znaczenie, ale też przyspieszenie procesów głównych - czyli odblokowanie możliwości zwiększenia tempa generowania wartości dla klientów.
Aktualnie ówczesny Ambasador Zmiany jest wewnętrznym specem od procesów i automatyzacji w tej firmie.
Sukces wdrożenia nie był żadną niespodzianką - samo przeprowadzenie zmian jest prostym w mechanice procesem. To nie jest rocket science, mimo, że niektórzy eksperci lubią tak głosić. Logika jest w istocie prosta, wystarczy system, kotwice egzekucyjne i dobra znajomość psychologii.
Zaoszczędzone godziny produkcyjne i zwiększony potencjał produkcyjny w tej samej jednostce czasu są miłe, bo zwiększają kapitał firmy.
Ale dla mnie najważniejsze jest to, że firma Klienta odblokowała największy ówczesny sufit wzrostowy. Mogła rosnąć i skalować operacje, co w poprzednich narzędziach zarządczych było zwyczajnie niemożliwe.
Firma odblokowała też możliwości zwiększenia jakości obsługi klienta i stworzenia dodatkowych USP, dzięki nowym technologiom i możliwościom automatyzacji.
Klient, dzięki zaangażowaniu i pasji Ambasadora, zbudował przy tym wdrożeniu naprawdę solidne know-how wewnątrz organizacji - o work managerze i rozwijaniu automatyzacji. To wszystko w oparciu o narzędzia w przystępnych kwotach licencji, co pozwala im na niezależność.
Zawsze kiedy przeprowadzasz większe zmiany w firmie, wyznacz ambasadora zmiany. Jego profil psychologiczny powinien być dopasowany też do specyfiki danego wdrożenia, aby się powiodło.
Zmiany w firmie przeprowadzaj w sposób iteracyjny formułą cyklu Deminga, czyli PDCA (PDSA):
Jeżeli przymierzasz się do automatyzacji procesów, pamiętaj, że automatyzacje zastosowane do nieefektywnych procesów zwiększają ich nieefektywność. A automatyzacje zastosowane do efektywnych procesów zwiększają ich efektywność. Jest to znany cytat Billa Gatesa.
Chodzi w nim o to, że automatyzację przyspieszają i pogłębiają aktualny stan rzeczy. Dlatego przed jakąkolwiek automatyzacją, należy najpierw zoptymalizować proces. W tym podejściu nie ma drogi na skróty. Jedyna droga pseudo na skróty, jaką można zastosować jest taka, to w trakcie optymalizacji szukanie takiego alternatywnego workflow, które całkowicie mogłoby wykluczyć potrzebę zaangażowania człowieka.
Błąd lub nieefektywność popełnione na początku procesu, będą bardzo drogie do naprawy na końcu procesu. Bo to nie będzie naprawa, tylko łatanie dziur powstałych z błędu popełnionego w innym miejscu. Najwięcej sensu ma naprawa źródła, czyli dokładnie w miejscu, w którym błąd lub nieefektywność powstają. Albo zastosować całkiem alternatywne flow.
Jeżeli dawno nie robiliście wywiadu i audytu, czy optymalnie wykorzystujecie swojego work managera, daj mi znać i porozmawiajmy.
Poznaj pozostałe historie z dotychczasowych realizacji. Zobacz, jak wygląda moja praca w praktyce.